Deszczowa masakra w Porto.

Opiekunowie mieli niemały orzech do zgryzienia. Jechać do Porto, czy sobie odpuścić? Nie było jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jest północ, jesteśmy wymoczeni, do rana nie wyschniemy. Prognoza na jutro: heavy rain. A wstać trzeba o piątej rano. Bilans wszystkich "za" i "przeciw" wykazał, że jednak pojedziemy.

 Z meczu na mecz.

Czas przed obiadem spędziliśmy na plaży. Dziś pochmurno, chłodno, wietrznie, fala znacznie większa. Aura nie zniechęciła nas do zażywania kąpieli. Oficjalny pomiar temperatury wody wykazał +18oC. Niestety, ledwo co wyszliśmy z wody, to rozpadało się na dobre. Uciekliśmy do plażowego baru i czekaliśmy na transport. Prognozy na popołudnie były fatalne: heavy rain.  Ale nas czekały wyłącznie piłkarskie atrakcje.

Gdy na chwilę zaświeci słońce.

Wczoraj, nie oszukujmy się, pogoda była słaba. Pochmurno, deszczowo ale w sumie ciepło. Do zwiedzania miasta wystarczyło, niemniej Lizbona wydawała się jakaś ponura. Dzisiejszy poranek przywitał nas słońcem. Taką pogodę należy wykorzystać w jak najlepszy sposób - obowiązkowo wyruszyliśmy na plażę. Relacja uczniów:

Uliczkami Alfamy.

Nie tylko piłką człowiek żyje. Lizbona słynie z wielu atrakcji turystycznych, których pominięcie byłoby grzechem. Nie tak prosto do nich dotrzeć. Z pensjonatu w którym mieszkaliśmy należy jechać 5 km busem do stacji kolejki podmiejskiej. Kolejka przejeżdża przez Most 25 Kwietnia do prawobrzeżnej części Lizbony. Należy wsiąść do metra i przejechać kilka stacji do centrum. Z powrotem - tak samo. Wraz zakupem biletów, całość zajmuje dobrą godzinę w jedną stronę. Dla uproszczenia zwiedzania, kupiliśmy bilety całodobowe.